sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 38. Defeated.




A warning to the prophet,
The liar, the honest
This is war
To the leader, the pariah,
The victor, the messiah
This is war.
           
            Akashi zaczął żałować, że nim zszedł na dół, nie zabrał ze sobą czegoś więcej, aniżeli tylko laserowego pistoletu. Był jednak pewny tego, że dosyć szybko rozwiąże tę sprawę. W końcu to on był Alfą, ktokolwiek współpracował z Reo i dopuścił się zdrady wraz z nim, szybko ulegnie i wróci na właściwy tor, jeśli usłyszy, co ma do powiedzenia Akashi. Pozostanie sam Reo, ale pod względem walki, nie dorównywał mu poziomem. I chociaż powinien doprowadzić do formalnego procesu, w którym oskarży Reo o zdradę i wymierzy mu oficjalną karę śmierci, Akashi nie miał na to ochoty. Zdejmie zdrajcę tu i teraz, dziś w nocy, w ramach kary nie za zdradę, a za zamordowanie jego ludzi.

            Reo stał w centrum zarządzania, na kamerze z noktowizorem obserwując, jak Akashi zbliża się do tego pomieszczenia. Alfa Lwów wyglądał na złego i nie było w tym nic dziwnego. Gdyby to zależało tylko od Mibuchi’ego, całą tę sprawę rozwiązałby inaczej. Ale to nie on decydował, a przez jego opieszałość Aida Riko zdążyła poślubić Hyuugę Junpei’a.
Ona była wściekła i wymagała od niego, by jak najszybciej rozpoczął swoją część planu. Miał rolę do odegrania i dostanie za nią niesamowitą nagrodę. Znajdzie kogoś innego, o smutnych, dwukolorowych oczach, tak pocieszał samego siebie, sięgając po katanę. Uniósł na chwilę wzrok. Przepraszam, Sei-chan, pomyślał, przywołując na twarzy arogancki uśmiech i odwracając się do drzwi w tym samym momencie, w którym te się otworzyły.
-Witaj, Sei-chan – powiedział, przechylając lekko głowę. –Powinieneś założyć coś na siebie, przeziębisz się. Aczkolwiek, jaki to ma teraz sens, prawda?
-Reo – warknął Akashi, napinając mięśnie ramion. –Nie wiem, co ci przyszło do głowy, ale nie będę tego tolerować. Nie, kiedy zabijasz własnych ludzi!
-Czasem trzeba ponieść ofiary, dla większego dobra. Nie nadajesz się na Alfę, Sei-chan. Jesteś zbyt porywczy i arogancki, nie dbasz o ludzi, tylko o to, by powiódł się twój szalony plan. Robię to dla dobra Klanu.
-Ty i dobro Klanu? Nie masz prawa mówić o nim, zdrajco. Jako Alfa Lwów, ogłaszam, że jesteś zdrajcą i skazuję cię na śmierć – wycedził, unosząc broń.
Reo westchnął tylko ciężko i pokręcił głową.
-Przykro mi, Sei-chan – wymamrotał i rzucił się na niego.
            Akashi był pewien swojego zwycięstwa, w końcu był Alfą, panem, najlepszym wojownikiem swojego klanu. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek zgubi go jego własna arogancja, że zaślepiony pewnością siebie, nie upewni się, że nikt za nim nie stoi.
            Nigdy zresztą nie musiał tego robić, gdyż jego plecy ochraniał Midorima.
            W momencie, w którym poczuł krótki, przeszywający ból w dole pleców, uświadomił sobie, że ktoś zaatakował go od tyłu i wbił mu nóż w okolicę nerek. Był jednak Alfą, a to nie wystarczy, by go zabić. I nie był też na tyle głupi, by się odwrócić, wiedząc, że wtedy zaatakuje go Reo. Nawet jeśli miałby krwawić, wpierw zabije właśnie jego. Dlatego uniósł broń i wystrzelił w stronę mężczyzny, ale broń jedynie zagrzechotała cicho.
            Kurwa, pomyślał Akashi, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Przed wyjściem nie sprawdził, czy broń jest sprawna, a wcześniejsze kroki w jego apartamencie? Reo był mistrzem zakradania się do niego, zapewne miał wystarczająco dużo czasu, by zmienić ustawienia broni, podczas gdy on beztrosko się kąpał.
Jestem idiotą.
Byłem idiotą.
            Nawet, jeśli nie miał żadnej broni, wciąż miał swoje pazury. Zmienił dłoń w łapę i zaatakował Reo, ale ten uchylił się błyskawicznie i ciął nożem w jego twarz. Akashi za późno zdążył się zasłonić i po chwili krew zalała mu lewe oko, ograniczając pole widzenia.
-Nie walcz z nami, Sei-chan – poprosił Reo. –Nie chcemy zadawać ci więcej bólu, niż potrzeba – szepnął.
Akashi warknął, niczym zraniony lew i znów rzucił się na niego, tym razem jednak nawet nie dosięgając Reo, gdyż osoba stojąca za nim, wbiła mu nóż między żebra. Oddech urwał się gwałtownie, pozostawiając jego płuca puste i bolesne. Akashi zacharczał z trudem i osunął się na ziemię. Ktoś jednak podniósł go i cisnął na ścianę, po której się osunął, zostawiając na niej krwawy ślad.
Dopiero teraz, z trudem ujrzał twarz mężczyzny, który pomagał Reo.
-K-Kiyoshi – warknął. Alfa Niedźwiedzi jedynie lekko pokręcił głową, nie mówiąc nic.
-Zadanie wykonane, Reo. Sam się go pozbądź. Teraz już chyba nie będziesz miał problemu, co?
-Nie, Teppei-chan – przyznał tamten smutno, sięgając po sztylet o pięknie zdobionym ostrzu, ozdobionym herbem Klanu Lwów. Akashi, gdyby był w stanie myśleć o czymś innym, niż uratowanie własnej skóry, zapewne uznałby to za ironiczne, że zginie od sztyletu, który kiedyś należał do jego ojca, a teraz do niego.
            Patrząc, jak Reo powoli zbliża się do niego, Akashi pomyślał o Midorimie. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nigdy tu nie wróci i wraz z Yuną ukryje się gdzieś, gdzie oboje będą bezpieczni. Oby nie szukał sprawiedliwości, a także nie pozostał mu lojalny nawet po śmierci, by i jego nie spotkał podobny los.
            Mówi się, że przed śmiercią ktoś widzi przed oczami całe swoje życie. Akashi widział niewiele, jedynie krótkie wspomnienia z dzieciństwa, gdy wraz z Midorimą zwiedzali różne zakamarki i piwnice. Zawsze straszył Lisa, a ten piszczał i warczał, póki nie nauczył się przewidywać jego ruchów. Może nigdy nie spotkał swojej prawdziwej miłości, ale spotkał prawdziwego przyjaciela, jedynego i szczerego. Jedyną osobę, która będzie opłakiwała jego śmierć.
            Nie chciał umrzeć na kolanach. Z trudem podniósł się, czując, jak coraz więcej krwi wypływa z jego ran, osłabiając go. Były niczym piasek w klepsydrze, który przelewał się, odliczając czas do końca.
            Wtedy przypomniał sobie, że w tym pomieszczeniu jest ukryte przejście. On i Midorima korzystali z niego, gdy będąc nastolatkami chcieli się wymknąć z Siedziby i zabawić lub pooglądać miasto nocą. Jak mógł zapomnieć? Czy obowiązki i pewność siebie stłumiły jego instynkt samozachowawczy do tego stopnia, że dopiero w ostatnich sekundach przypomniał sobie, że może jeszcze ocalić życie? Wystarczyłoby, by nacisnął odpowiedni panel, ukryty w ściance niecały metr od niego.
-Sei-chan, nie wstawaj, będzie tylko bardziej bolało – głos Reo był cichy i spokojny, napływający jakby z daleka. Ledwo przedzierał się przez szum krwi w uszach Akashi’ego.
            Wszystko albo nic, pomyślał Alfa Lwów, wychylając się gwałtownie. Skumulował resztę siły w swoim ciele i uskoczył przed Reo, wciskając odpowiednio poluzowaną cegłę. Ta otworzyła przejście, a Akashi ostatnim zrywem rzucił się na schody, prowadzące w dół. Przez ułamek sekundy, który dał mu niewielką przewagę, Reo i Kiyoshi byli zbyt zaskoczeni, by go gonić. Dopiero po chwili pobiegli za nim, krętymi schodami zbiegając w głąb korytarza.
-Dokąd prowadzi ten tunel? – ryknął Kiyoshi.
-Nie mam bladego pojęcia, nie wiedziałem, że taki istnieje – odparł Reo, patrząc na krwawe plamy na kamiennych schodach. Dzięki temu wiedzieli, gdzie pójdzie Akashi. Zapewne i tak nie zdąży uciec daleko. A pierwszym rozkazem Reo, jako nowego Alfy, będzie zamurowanie tego przejścia!

            Akashi biegł przed siebie, jedną dłonią dotykając ściany, by nie stracić orientacji. Ciężko było mu odnaleźć drogę nie tylko przez to, że wraz z upływem czasu zapomniał, w którą stronę należy skręcić, ale dlatego, że krew wciąż zalewała mu oko, a część zakrzepła, przez co nie widział nic. W dodatku ból poranionego ciała odbierał mu logiczne myślenie. Każdy krok był okupiony bólem i tysiącami komórek nerwowych, które krzyczały w agonii. Nawet jeśli zgubi pogoń (w co wątpił, bo zapewne krew doprowadzi ich do niego), to jeśli się zgubi, zdechnie zapomniany w tunelach pod miastem.
            Gdy usłyszał daleki szum wody, wiedział, że pomylił drogę. Gdyby skręcił we właściwą ścieżkę, znalazłby się niedaleko terytorium Aomine. Tam na pewno uzyskałby pomoc. O ile Alfa Panter był głupi, był równie mocno lojalny. Nawet jeśli nie byli przyjaciółmi, nie zdradziłby go.
            Mimo to, teraz pozostawał mu tylko jeden wybór. Umrzeć z rąk Reo i pozwolić, by jego ciało zostało wystawione na widok publiczny (ciekaw był, jaką historię przedstawi Reo? Że Akashi nagle oszalał i zaczął zabijać członków Klanu, a on przybył w samą porę, by go powstrzymać?), czy też wskoczyć w podziemną rzekę i zginąć w chłodnej wodzie? Póki nie odnajdą jego ciała, Reo nie będzie mógł oficjalnie przejąć Klanu. Dlatego też Akashi odwrócił się plecami w stronę wody i wziął głęboki oddech.
Szkoda, że nie zdążyłem się pożegnać z Shintarou, pomyślał, uśmiechając się lekko. Gdy otworzył oczy, w odległości kilku metrów zobaczył Reo i Kiyoshi’ego. Coś do niego krzyczeli, ale nie słyszał ich głosów.
            Wystarczyło, by lekko przechylił się do tyłu, by runąć w dół, wprost w zimne objęcia śmierci.

            Kilkaset metrów dalej, Midorima nagle gwałtownie usiadł na łóżku, łapiąc się za serce. Nie wiedział, co go obudziło, ale nie mógł złapać oddechu, a w oczach piekły go łzy. Słyszał tylko głośne bicie własnego serca, które niespokojnie uderzało w jego piersi, wręcz próbując się z niej wyrwać. Płuca bolały go, zupełnie tak, jak gdyby miał je pełne wody, przez co nie mógł wziąć oddechu. Po policzkach spływały mu gorące łzy, chociaż nie miał bladego pojęcia, dlaczego płacze.
            Yuna, obudzona jego charkliwym oddechem, usiadła obok i natychmiast go objęła, tuląc mężczyznę do siebie. Jej dotyk był niczym ukojenie.
-Oddychaj – szepnęła, gładząc go po plecach. –To był tylko sen – przekonywała go, sunąc nosem po jego szyi. Jej zapach uspokajał go, a ciepło jej ciała ogrzewało jego zimne dłonie. Wtulił się w nią, pociągając nosem, zupełnie jak dziecko, a Yuna głaskała go i szeptała różne rzeczy. Nie one, a jej głos uspokajał go. Nie pytała o to, co mu się śniło, nawet wtedy, kiedy położyła go znów na poduszkach i wtuliła się w niego ufnie.
Mimo jej obecności, Midorima nie zasnął już do rana, wciąż niespokojny, chociaż nie wiedział, dlaczego.

            Akashi miał nadzieję, że umrze szybko, zwłaszcza wtedy, kiedy porwał go nurt rzeki. O ile te na powierzchni z czasem zostały okiełznane, te pod miastem wciąż były dzikie i nieprzewidywalne. Nie wiedział nawet, dokąd ta go zaprowadzi (ironiczne byłoby to, gdyby jego ciało na zawsze miało zostać przy jakiejś ściekowej kracie). Było mu to obojętne. Teraz, póki dryfował z twarzą do góry, widział nad sobą betonowe lub murowane sklepienia, czasem obsypane ziemią i jakimiś pnączami. Oddalał się od Tokio, tego był pewien, zwłaszcza wtedy, kiedy rzeka gwałtownie przyspieszyła, obniżając się. Wodospad, pomyślał, uśmiechając się sarkastycznie. Oczywiście, że musiał tutaj być wodospad. Jak nisko mogę jeszcze upaść, pomyślał, nim umrę?
            Po chwili jednak jego płuca zalała woda, a Akashi w końcu się poddał. Jego świadomość odpłynęła, a on przestał myśleć o czymkolwiek.

            Czarnowłosa kobieta, jak zawsze po pracy, spacerowała po Ruinach. Lubiła tutejszą dynamikę ludzkich interakcji. Chociaż byli biedni i nigdy nie mieli zaznać lepszego życia, ludzie potrafili się tutaj dobrze bawić. Mieli nawet własne festiwale i jeden z nich miał się zacząć w ciągu tygodnia. Miło będzie znów potańczyć i rozerwać się, na kilka dni zapominając o obowiązkach i tym, że nikogo nie obchodził ich los.
            Była lekarzem, dlatego czuła się odpowiedzialna za mieszkańców Ruin. Gdy wróci do domu, zasiądzie do swojej księgi i spróbuje na nowo odtworzyć jedną ze starych recept na lek, pomagający w zapaleniu płuc. Paradoksalnie, to właśnie takie rodzaje chorób zbierały tutaj największe żniwo. Nie mieli dostępu do antybiotyków, a zioła nie pomagały we wszystkim. Większość leków, która trafiała do ich miasta, była droga i jedynie ci najbogatsi z biednych mogli sobie na nie pozwolić. W ich małym szpitalu mieli środki opatrunkowe, zrobione z tego, co było pod ręką, a za antyseptyki uznawali ziołowe mieszanki o właściwościach bakteriobójczych.
Mimo, że był XXXI wiek, oni świetnie radzili sobie z medycyną sprzed setek lat. Chociaż, oddałaby naprawdę wiele, by móc przepisywać normalne lekarstwa i móc korzystać z fachowej sali i środków.
            Myśląc o tym, zatrzymała się przy jednym ze straganów, by kupić coś na kolację. Sprzedawczyni znała ją od dziecka, więc zawsze pod ladą trzymała najlepsze warzywo i świeży chleb, specjalnie dla niej. Płacąc za niego, doradzała kobiecie, jak pomóc w kolce jej wnuczki, kiedy usłyszała krzyki od strony Kanałów.
            W Ruinach krzyki przy Kanałach nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Zazwyczaj oznaczało to kogoś rannego podczas zbiorów w Tunelach albo ciało, które wypływało w ich okolicy i zatrzymywało się tutaj, gdyż rzeka miała zdecydowanie spokojniejszy nurt przy ich mieście. Stanowiła też źródło ich wody, dlatego krzyk mógł oznaczać jej zakażenie. Wtedy czekało ich kilka suchych tygodni, które zdziesiątkują ich populację.
            Pożegnała się szybko i pobiegła nad molo. Widząc ją, ludzie odsuwali się. Wszyscy wiedzieli, że jest medykiem, a ona z pamięci mogła wyrecytować ich dolegliwości. Dlatego przyswoili sobie, by schodzić jej z drogi, zwłaszcza, gdy łączyli to z krzykiem znad Kanału.
            Gdy dobiegła tam, była zaledwie lekko spocona. Od razu zerknęła na wodę, a widząc, że wygląda tak, jak powinna, dyskretnie odetchnęła z ulgą. Wolała zając się kolejnym ciałem, aniżeli setkami ludzi, którzy umierali z odwodnienia.
-Dobrze, że jesteś, Hikari – powiedział jeden z mężczyzn, który zajmował się na co dzień polowaniami w Tunelach. Łowcy przynosili nie tylko wyrzuconą odzież i przedmioty codziennego użytku, czasem udawało im się również znaleźć odpadki, które nadawały się do jedzenia. –Wyrzuciło go tutaj za rogiem. Nie uwierzysz, kto to.
-Kto? – zapytała, idąc w stronę ciała.
            Mężczyzna miał jasną skórę i czerwone włosy, które wciąż mokre, oblepiały jego czaszkę. Pół twarzy miał w rozmazanej krwi, a kolejna kałuża posoki tworzyła się pod nim. Podchodząc bliżej, Hikari poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
            Akashi Seijuro, przypomniała sobie. Twarz, którą czasem widywała w gazetach, Alfa Lwów, jeden z najbogatszych mężczyzn na świecie, leżał na molo w zapomnianym mieście, w Ruinach Starego Tokio, martwy i zniszczony.
            Czy gdyby wtedy go ostrzegła, nie doszłoby do tego?
            Ostrożnie podeszła bliżej i klęknęła obok ciała. Zauważyła, że nie poddał się bez walki. Zrobiło jej się przykro, ale przyzwyczajona była do śmierci. A ta, jak widać, dosięgała również tych bogatych i sławnych.
-Przygotujcie nosze, zakopiemy go za miastem. I zasłońcie mu czymś twarz. Nikt prócz nas nie może wiedzieć, że to on. Tak będzie bezpieczniej – poleciła, a dwóch mężczyzn skinęło głowami.
            Nie zdążyli nawet odejść kilku kroków, kiedy nagle Akashi zakaszlał, wypluwając wodę. Hikari odruchowo pomogła mu przechylić głowę, by mógł łatwiej odkrztusić to, co miał w płucach.
-On żyje – wymamrotała, sięgając po swoją torbę.
            Jej pierwszym odruchem było ratowanie jego życia tak, jak ratowała życie każdej Omegi, która na skraju wyczerpania docierała do Ruin. Dopiero po chwili zawahała się.
Czy powinna walczyć o to, by uratować życie Alfy Lwów, czy też lepiej pozwolić mu umrzeć?


Hej ho :) Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział się Wam spodobał. Tak długo czekałam na ten wątek i oto jest! Nic nie kręci mnie tak bardzo, jak zniszczony, pokonany Akashi, który być może umrze ;)
W rozdziale wykorzystano „This is war” (Thirty Seconds to Mars).

16 komentarzy:

  1. *bierze Akacza pod pachę i wyskakuje przez okno* yippi ya yey motherfuckers

    MÓJ SYN, SIS, DLACZEGO MU TO ROBISZ, MOJE DZIECKO ;__; aslfsakdgjab,ns d
    Patrz jacy dwaj najlepsi przyjaciele zebrali się dziś, aby zakończyć żywot naszego ulubionego lwa B) W sumie na miejscu Akashiego też bym się rzuciła do rzeki, wizja takich tytanów nad głową nie jest fajna zwłaszcza, jak masz te 170+ wzrostu B")

    "To Pinky jest i Mózg; jeden to geniusz, ten drugi - no cóż..."

    AAAAAAAAAAAAAA MIDOYU MIDOYU MIDOYUUUUUUUUUUUUUUUU <3333 jkasndfcxjvbc *bierze ich i odsuwa od tego shitu co się teraz dzieje* bądźcie bezpieczni i miejcie małe liski/karakale ♥♥♥♥
    JAK JA LUBIĘ fakt, że Yu jest jedyną, która potrafi go uspokoić. To jest takie... milusie. Tak ciepło na sercu się robi <3 ♥ (ON MA TĄ WEWNĘTRZNĄ WIĘŹ JAK BLIŹNIĘTA, MÓWIĘ CI. MIDORIMA TO TAK NAPRAWDĘ ZAGINIONY BRAT AKACZA).

    HOH OHOHO HOHOHO H OH OH O OOO O O OO następne rozdziały powinny się nazywać "Misadventures of Akashi: Why Couldn't I Just Die When I Had This Opportunity". Jestem podekscytowana na zobaczenie jak będzie sobie radził ohohoh *zaciera łapki*

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boże, czytając Twój komentarz wyobrażałam sobie Akasza z taką miną jak (nomen omen xD, czy to zbieg okoliczności?) drugiego Akaasza co tak patrzy w kamerę, kiedy Bokuto szaleje xDDD

      Usuń
  2. Ojejejejej... O nie! Biedny Król Lew! Akashi nie może tak sobie umrzeć, musi przeżyć! Po prostu musi! Nie wspominając nawet, że wypadałoby zaplanować jakąś krwawą zemstę na zdrajcach.
    No i jeszcze Midorima... a kto teraz ochroni jego i Yunę? No kto?
    Ojejej, ale się porobiło...

    OdpowiedzUsuń
  3. o ta świnia zakłamana Reo się znaczy!!! Akashi proszę Cię mój maleńki trzymaj się, dasz sobie radę, wyzdrowiejesz i powrócisz silniejszy niż kiedykolwiek, wiem co mówię znam się na tym. No pewnie a ta to już by go chciała zakopać, może jeszcze frytki do tego, co?? O ni chu chu po moim trupie! Żywcem nas nie wezmą Akashi!

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaa o yeah tak!!! warto było czekać! chyba znalazłam sobie ulubioną OC- Hikari witaj w szeregach :D yaaay rozdział mega, aż warto pozbawić się tych kilku dodatkowych minut snu :3 pozdrowionka i weny :3
    Shadow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww dziękuję <3 Ale pamiętaj, żeby dużo spać! <3

      Usuń
  5. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!!!!! Dużo weny i czasu!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany tak się bałam, że go uśmiercisz xD
    I miałam nadzieję, że jakoś ich los powiążesz (Hikari i Akiego), dlatego dzielnie czytałam rozdział do końca z nadzieją, że Sei przeżyje XD
    UDAŁO SIĘ! :3
    Teraz feelsy co do Mido... ;-;
    To. Było. Przesłodkie. *w*
    Uwielbiam takie mistyczne wyczucia (wiem dziwnie to brzmi xD) i sam fakt, że Midorima coś poczuł kiedy jego przyjaciel miał przechlapane jest po prostu awwwww*-*
    Aż mi się serduszko krajało... Ale zaraz Yuna przyszła i oprócz marchewy uspokoiła mnie xD
    Świetny rozdział*3*
    Życzę weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Osobiście wierze w takie więzi między przyjaciółmi. Wiele razy miałam tak, ze gdy mnie było smutno, to nagle ktoś dzwonił, bo "pomyślał o mnie" ( i w drugą stronę) xd

      Usuń
  7. I CO DALEJ????????????????????

    OdpowiedzUsuń
  8. Litości!!!!!!!!!!!!! Co z Akashim?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    jak się okazało Kiyoshi jest w to zamieszany, a z Midorimy jest wspaniały przyjaciel, nagle poczuł, że coś jest nie tak, no i wróci do miasta teraz... a Akashi znalazł się w tych ruinach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń