niedziela, 27 września 2015

Rozdział 30. Dark clouds.

  
(William Blake) 

            Akashi obserwował z okien, jak w oddali powoli rozpętuje się burza. Pioruny bezlitośnie uderzały w ruiny starego Tokio, rozjaśniając panujące tam mroki. Zapewne gdyby mieszkał bliżej, widziałby ogniki, które przesuwają się w ciemnościach.
Otulił się szczelniej kocem; mimo ciepłego sezonu, ostatnimi czasy wciąż wiało znad oceanu i było chłodno. Od czasów urodzin Hyuugi Junpei’a minęły dwa tygodnie, podczas których on i Wilki nawiązały cichą, wciąż niepewną współpracę. Wciąż badali się nawzajem, ale Akashi miał nadzieję, że wkrótce dojdą do pełnego porozumienia. Miał jednak dosyć sztywnych, formalnych spotkań, na których musiał być miły. Teraz, kiedy w końcu, po całym dniu był sam, tylko ze sobą i swoimi myślami, mógł wreszcie przestać trzymać głowę wysoko i prosto, nie musiał już dbać o każdy swój gest. Nie zmieniało to jednak jego osobowości – wciąż był bezwzględny, dlatego, gdy wrócił do dokumentów i nasunął wyżej zsuwające mu się z nosa okulary, bez wahania podpisał wyrok skazujący na śmierć dla zdrajców klanu. W takich chwilach jak ta nie myślał o tym, że wielkimi krokami zbliżał się dzień ataku na córkę Hyuugi, dzień, który miał zacieśnić więzi ich klanów i zapewnić mu dozgonną wdzięczność Wilków. Nawet jeśli jakiś cichy głos mówił mu, że nie powinien mieszać dziecka do polityki, Akashi ignorował go, nie zwracał uwagi na mikroskopijne wyrzuty sumienia, jakie miał. Już dawno nauczył się, że jeśli ktoś kieruje się głosem serca i dobrocią, przegrywa.
Słowa, które miał wyryte w pamięci, wracały do niego niczym echo, każdego dnia tak wiele razy, że już dawno głos ojca stał się jego własnym głosem, a rodzinna zasada stała się jego osobistym kierunkowskazem.
Zrób, co musi być zrobione.
Nie wahaj się.
Nie okazuj litości.

            Nieopodal ruin starego Tokio wznosił się opuszczony jeszcze w XIX wieku chrześcijański klasztor. Wejście do niego groziło śmiercią, gdyż budynek był na granicy zwalenia się. Jedynie nieliczni wiedzieli o systemie sekretnych korytarzy, którymi kiedyś uratowali się mieszkający tu mnisi, a które teraz łączyły się w paru miejscach z kanałami, w których żyli mieszkańcy ruin. Ci śmiałkowie, którzy odwiedzali klasztor i ośmielali się wejść do środka nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich podsłuchuje.
           
            Kiedy rozpętała się burza, czarnowłosa kobieta znajdowała się w lesie niedaleko ruin. W tym miejscu deszcz czy jakakolwiek inna forma wody, która dotknęłaby ziemi mogła wywołać negatywną reakcję chemiczną z pozostałościami broni biologicznej użytej tutaj w połowie XXI wieku, więc jak najszybciej naciągnęła na usta ochronną maseczkę i przyciskając ją do twarzy, szybkim krokiem zaczęła biec w stronę klasztoru. Tam znajdowało się najbliższe wejście do systemu tuneli i jej domu.
            Biegnąc, myślała tylko o tym, że była już tak blisko. Wciąż nie spadła ani kropla deszczu, od trzech dni nie padało, więc miała szansę zebrać zioła, które rosły tylko w tym lesie. Paradoksalnie, mimo skażonego gruntu, tych leczniczych właściwości nie miały żadne inne rośliny, a te konkretne krzaczki rosły tylko tutaj. Wkraczała tym samym na terytorium Niedźwiedzi, ale one nigdy nie zdawały się zauważyć jej obecności – ciężko było kontrolować cały las, który ciągnął się w tysiącach hektarów, poza tym, w ten teren nie zapuszczał się nikt. Kilka kilometrów stąd wznosiło się wysokie na ponad cztery metry ogrodzenie, które oddzielało część skażoną plus pas ochronny od właściwego terenu. Parę razy podeszła bliżej betonowego płotu i zajrzała do środka, ale las niczym nie różnił się od tego tutaj. Może nie był tak niebezpieczny po deszczu, ale i ten „należący” do nich nie był groźny, o ile wiedziało się jak reagować po ewentualnym zatruciu. Dorosłemu człowiekowi towarzyszyły by objawy ostrego ataku grypy, ale dla dzieci, osób starszych czy słabszych, przebywanie zbyt długo w tym lesie, podczas deszczu, mogłoby się skończyć nawet śmiercią.
            Jej stopy szybko pokonywały kolejne metry, bezszelestnie poruszając się po podłożu. Wiatr szarpał czarnymi ubraniami, które maskowały kobiecą sylwetkę i osłaniały ją przed opadami. Torba z ziołami obijała się o biodro, a w powietrzu powoli rozchodził się ostry zapach. Miała jeszcze tylko kilka minut, nim zacznie padać i kilkanaście, nim chemia pogrzebana w glebie zacznie uwalniać się do atmosfery. Mogłoby się to skończyć nieprzyjemnie – była najlepszą uzdrowicielką w Ruinach, nie miała czasu na chorowanie i zatrucia.
            Kiedy wymknęła się w końcu z lasu, na ziemię spadły pierwsze krople deszczu. Nie mogła jeszcze odetchnąć z ulgą – bezpieczna będzie dopiero w tunelu, ukryta pod ziemią, na ostatniej prostej do domu i do rodziny, która na nią czekała. Kiedy znajdzie się wśród nich, to będzie kolejna przygoda, o której im opowie, śmiejąc się z zagrożenia.
            Zwolniła dopiero kiedy dotarła do klasztoru; ku jej zdumieniu, w pozbawionych szyb oknach migotały światła, które nijak nie przypominały świateł świec, którymi czasem mieszkańcy Ruin oznaczali drogę do domu dla tych, którzy jeszcze do niego nie dotarli. Stanęła jak wryta, kiedy za sobą usłyszała chrzęst kół na żwirowym podjeździe – mogła na palcach jednej dłoni policzyć osoby, które posiadały samochód i mieszkały w Ruinach i była pewna, że to nikt znajomy. Poza tym, jej współbracia nie podjechaliby do klasztoru, nigdy, nawet gdyby od tego zależało ich życie.
Coś jest nie tak, pomyślała, czując, jak zaciska się jej gardło i ogarnia ją panika. Na pewno nie działo się tutaj nic dobrego i z całą pewnością ci ludzie nie będą przychylnie nastawieni – do takiego wniosku doszła, wbiegając do części, która w czasach świetności była kaplicą. Musiała podjąć decyzję w ułamku sekundy, wiec ukryła się w zrujnowanym konfesjonale, przyciskając do piersi swoją torbę, jakby w ten sposób mogła ograniczyć zapach ziół. Modliła się do swoich bogów o to, by nie zauważyli jej w świetle świec i lampek, które posiadali, jednocześnie próbując uspokoić swoje rozkołatane biegiem i paniką serce. Słyszała szuranie ich stóp, gdy wchodzili głębiej, by ukryć się wśród kamiennych murów. No tak, przebiegło jej przez myśl. Tutaj nie ma zasięgu i żadna satelita nie namierzy telefonu, a auta na napęd kołowy, a nie powietrzny, nie są namierzane przez System.
            Być może przez te myśli, dopiero po chwili skupiła się na rozmowie, którą prowadzili nieznani jej ludzie. Z miejsca, w którym była ukryta, widziała tylko ich buty, wystające spod ciemnych szat. To one sprawiły, że nabrała pewności iż obcy nie są mieszkańcami Ruin – nikt nie nosił tak drogiego obuwia tutaj. Kiedy ostrożnie uniosła głowę, by przez wytrzaskany fragment szybki wyjrzeć na zewnątrz, zauważyła, że mają na twarzach maski. Jeden z nich odwrócił głowę w jej stronę, więc natychmiast przylgnęła plecami do wilgotnego drewna i znów zaczęła się modlić.
-Śmierdzi tu ziołami – usłyszała zdegustowany, męski głos.
-W pobliżu jest las, być może to dlatego. I kurz. Okropieństwo. Niehigieniczne. Nie mogłaś wybrać lepszego miejsca?
-Tylko tutaj możemy mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy!
No nie do końca, uznała, mając jednak nadzieję, iż nieznajomi nigdy nie dowiedzą się, iż słyszała ich rozmowę.
-Jeśli Lwu zależy i tak dowie się, ze knujemy – tym razem kobiecy głos, stłumiony jednak przez maskę. –Ale jeśli przestaniecie zachowywać się jak banda małolatów, to zapewniam was, że Akashi Seijuro zorientuje się, że przegrał w momencie gdy będzie umierał. Na naszych oczach i z naszej ręki.
No pięknie. Czy ja nie mogłabym podsłuchać rozmowy o sprawach biznesowych, których nie rozumiem? Nie, ja muszę trafić na rozmowę o morderstwie…, jęknęła w myślach, zaciskając powieki. Akashi Seijuro? Znała to imię i nazwisko, ale skąd? Przez chwilę w głowie przelatywała dane swoich pacjentów, ale nie, to nie był nikt z nich – no i racja, dlaczego ktoś, kto posiada samochód i tak drogie buty miałby się przejmować mieszkańcem Ruin?
Zagryzła wargę, gdy dotarło do niej, o kim rozmawiają. Alfa Lwów, Akashi Seijuro. Mężczyzna, którego widywała czasem w gazetach, Alfa o smutnych, tajemniczych oczach i wymuszonym uśmiechu. Patrząc na jego wizerunki wiedziała, że żadne bogactwo świata nie da człowiekowi szczęścia.
-Najwyższa pora wykonać ostateczny krok – kobieta, która zdawała się kierować grupą, nerwowo zastukała obcasem w podłogę. –Wkrótce Wilki nawiążą kontakt z Lwami i wtedy będziemy mieć na karku kolejnego wroga.
-A może zamiast przypadkowej ofiary, zabić Aidę Riko?
-Mówiłem już, Aida jest nietykalna – warknął drugi męski głos.
            Wychyliła się lekko jeszcze raz, by policzyć osoby. Z tej pozycji źle widziała, ale prócz kobiety i dwóch mężczyzn (których policzyła po głosie), zauważyła jeszcze jedną postać, która nic nie mówiła. Przez półmrok i luźne stroje, nie mogła określić jej płci.
-Wezmę na siebie Wilki. Gdy upadnie ich sojusz z Lwami, same nie będą w stanie funkcjonować. Potem będą jadły mi z ręki.
-Dobrze – kobieta odparła po chwili zastanowienia. –Zostają pozostałe koty, głównie Aomine i Kagami.
-Są skupieni na swoich nowych zabawkach i likwidowaniem nielegalnych Hodowli – mężczyzna lekceważąco prychnął. –Poza tym, obaj nie grzeszą inteligencją, a ich głową jest Akashi. Utniemy łeb smoka, smok padnie.
-Tak, tylko musimy w końcu… Nieważne – usiadła na jednej z ławek i spojrzała na konfesjonał, a dziewczyna znów ukryła się w cieniu. –Czujecie zapach Omegi? Jest dosyć wyraźny.
-Może pomieszkują tutaj bezpańskie Omegi. Śmiecie, założę się, że gdybyśmy zajrzeli do kątów, znaleźlibyśmy jakieś resztki. Sama wybrałaś to miejsce – wypomniał jej. –Więc teraz nie narzekaj. Kończmy to i wracajmy, nim ktoś zauważy naszą nieobecność.
-Racja – zgodziła się z nim, a ukryta w konfesjonale dziewczyna odetchnęła cicho z ulgą. –Jeśli uda nam się zabić Akashi’ego nim Aida i Hyuuga wezmą ślub, wtedy Wilczyca znów będzie na rynku matrymonialnym do wzięcia.
-Odbiegamy za daleko w przyszłość – znów męski głos, ten sam, który narzekał na niehigieniczne warunki. –Najpierw musi zginąć Lew. A on jest mądry, o wiele za mądry by dał się złapać w pułapkę.
-Mój drogi, czy nie wiesz, że im ktoś jest mądrzejszy, w tym prostsze rzeczy wpada? – zaśmiała się cicho, ale dźwięk ten był równie nieprzyjemny, co tarcie paznokciami o tablicę. –Akashi Seijuro jest pewien, że nikt nigdy mu nie zagrozi i że to on pociąga za sznurki. Wystarczy, że będziemy postępować zgodnie z planem a nawet nie zorientuje się, że jest nasza marionetką. Jest jednak zbyt niebezpieczny, by pozostawiać go przy życiu. Zniszczmy jego i klan Lwów.
-Zastanawiam się, czy śmierć to jedyne, co możemy mu zafundować. Może moglibyśmy dorzucić trochę cierpienia? Nim umrze, pokazać mu jego prawdziwe miejsce, potraktować tak, jak on potraktował nas. Niech gryzie ziemię, niech oddycha kurzem, niech płacze krwią, niech zdycha w cierpieniu.
-Brzmi kusząco, ale… Wiesz, dlaczego złe postacie zawsze przegrywają w filmach? Bo cieszą się swoją zemstą, chcą dać „dobremu” nauczkę. Zabijmy go cicho i bez rozgłosu, przy okazji wrabiając w mord. Zabójstwo i samobójstwo. Dziennikarze posikają się z radości, a Lwy nigdy nie odzyskają honoru.
-Minęło dziesięć minut. Musimy iść – przypomniał im jeden z mężczyzn. –Za chwilę Satelita wychwyci brak naszych sygnałów i będziemy się musieli tłumaczyć.
-Racja. Pamiętajcie o tym, by spalić notatkę i za wszelką cenę nie tworzyć jej elektronicznie. Dokonamy wszystkiego przy kolejnej pełni – dodała jeszcze tylko kobieta krótkim syknięciem. –Wracajmy. Nie zniosę dłużej tego smrodu Omeg. A właśnie… jak idzie poszukiwanie tej jasnowłosej Omegi? Tamto zabójstwo chciałabym już zamknąć.
-Jestem na tropie – po raz pierwszy odezwał się ostatni mężczyzna. Jego głos był przyjemny, lekko ochrypły. –Jesteście pewni, że to była kobieta?
-Tak, widziałem ją. Blondynka, zielone oczy, drobna. Wypadła przez balkon. Miała rozwaloną głowę – dodał. –Wiem, że Hanamiya również jej szuka.
-Może nam się przydać – kobieta wzruszyła ramionami, wyprowadzając mężczyzn z budynku.
            Odczekała nie tylko do momentu, aż ich kroku ucichły, ale jeszcze długie, ciągnące się jak wieczność minuty, kiedy zniknęły światła samochodów. Dopiero wtedy rozluźniła się lekko, wypuszczając z płuc powietrze. Kołatała się w niej myśl, że minęło może dopiero piętnaście minut, może dopiero dwadzieścia, a tymczasem miała wrażenie, że tkwi tutaj całe życie, jakby wrosła w marmurową posadzkę i zbutwiałe drewno. Wiedziała, że usłyszała rozmowę, której podsłuchanie mogłoby kosztować ją jej życie. Czy powinna jednak zignorować to, co usłyszała? Ci ludzie otwarcie rozmawiali o zamachu na życie Alfy Lwów. Akashi Seijuro nie był bezpieczny, zapewne nieświadom tego, że ktoś planuje się go pozbyć. Ale czy uwierzyłby jej, Omedze z Ruin? Już pomijając fakt, że nie ma szans, by kiedykolwiek się z nim spotkać i przekazać ostrzeżenie… Nie dawało jej to jednak spokoju.
            Nawet wtedy, kiedy ostrożnie podniosła się  i cichutko, niczym trusia, przemknęła do włazu w podłodze i przez katakumby dostała się do tunelu, wciąż myślała o tym, że Akashi Seijuro już wkrótce pożegna się ze swoim życiem. I mimo iż go nie znała, czuła żal na samą myśl, że nic nie może dla niego zrobić.

            Ogromnie przepraszam Was za te opóźnienia, ale szkoła + praca mnie wykańcza. Październik może będę mieć spokojniejszy! Mam nadzieję, że wciąż chcecie to czytać, bo dochodzimy do większego zwrotu akcji ^^
W rozdziale wykorzystano soundtrack z filmy „Star Wars” („Emperor’s Throne Room” John Williams). Polecam, bo klimatycznie pasuje do rozdziału ^^ 

8 komentarzy:

  1. No i mamy przyszłą miłość Akasha. Ciekawe kiedy mu powie, że czyhają na jego życie...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Akashi ignorował go, nie zwracał uwagi na mikroskopijne wyrzuty sumienia, jakie miał." zara, zara chwilunia, moment!!! Jakie wyrzuty sumienia ja się pytam!? Tacy jak on nie mają sumienia!
    Oi Ty!! nowa i bezimienna!!!!!! Ja Ci radzę Ty lepiej znajdź sposób, żeby uratować Lwa, najlepiej go znajdź i przytargaj na następną pełnie w to samo miejsce!! Bo jak nie to nie chcesz wiedzieć co Ci zrobię jak coś mu się stanie -.-
    Czekam na ciąg dalszy!!!
    Pozdrawiam i weny życzę
    Haru-chan :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówię, mikroskopijne xD Ot, takie tam jak czkawka xD
      Haaai ~ Spokojnie, mogę Was zapewnić, że w pewien sposób go uratuje :D Jaki... no, zobaczycie xd

      Usuń
  3. Akashi z czkawką, hahaha toś mnie dopiero rozłożyła na łopatki hahahaha wyobraźcie to sobie, o ja nie mogę!!!!
    To mi apetytu narobiła :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Stąpasz po niepewnym gruncie...nic mnie tak nie drażni jak te wszystkie OC dla Akasia, mam nadzieję, że wyjdzie Ci ciekawa postać.
    Szczerze mówiąc kibicuje tym złym, bo chcę ujrzeć upadek Akashich i może przy okazji Hanamiya zginie

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no i pojawiła się miłość Akashiego, mam nadzieję, że go w jakiś sposób uratuje i mamy więcej spiskowców...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, no i pojawiła się miłość Akashiego ;) mam nadzieję, że go w jakiś sposób uratuje i mamy więcej spiskowców...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń